Na wstępie parę informacji dla osób, które o nie wiedzą co kryje się za nazwą Pireneje. Jest to potężny łańcuch górski, ciągnący się przez 400 km od Atlantyku aż po Morze Śródziemne, stanowi pewną naturalną barierę pomiędzy Europą Zachodnią, a Półwyspem Iberyjskim. Dla wielu z Was określenie „potężny” może wydawać się mocno na wyrost, wszak Tatry mają prawie dwukrotnie większy obszar (785km), ale kluczową informacją dla nas jest wysokość szczytów. Na tak „małym” obszarze znajdziemy ponad 200 szczytów powyżej 3000m.n.p.m. czyli, że widoki będą spektakularne z wielu punktów, a i zjazdy znajdziemy piękne bez konieczności długich podejść płaskimi dolinami. Nie bez znaczenia jest też fakt komfortowych lotów z Polski. W Sylwestra lot do Barcelony kosztował bez bagażu 800zł!









Więc jak wyglądała nasza wyprawa na Sylwestra?
Po pierwsze nie trafiliśmy najlepiej z warunkami śniegowymi. Niestety w całej Europie zima opóźniła się o miesiąc i choć w Pirenejach śniegu nie było zbyt wiele to paradoksalnie były to dobre, wiosenne warunki. Pierwszy raz w życiu mieliśmy okazje robić szusy na firnie w grudniu… W takich momentach szczególnie docenia się moc lokalnych przewodników. Dani – hiszpański przewodnik górski oraz instruktor ACNA (organizacja prowadząca kursy lawinowe w Hiszpanii) codziennie zbierał informacje od swoich znajomych i wybierał najlepsze stoki pod skitury. Tym samym codziennie odwiedzaliśmy inną dolinę. Pierwszego dnia odwiedziliśmy Pico de Estiba Freda 2701m.n.p.m. (bardzo łatwe wejście na wierzchołek i łatwy zjazd). Drugiego Pic d’Estauas 2784m.n.p.m (szczyt przypominający budową Szpiglas) – podejście na przełęcz żlebem, a następnie trawers eksponowaną granią. Korzystając z przepięknego dnia i świetnych warunków śniegowych zaatakowaliśmy również żleby opadające z Pic de la Montagnette. Tutaj należą się wielkie gratulacje dla naszych kursantów bo nastromienie żlebu przekraczało 40 stopni. Ostatnie dwa dni zostawialiśmy na eksploracje okolicy schroniska Refugio Cap de Llauset – najwyższej położonego schroniska w Hiszpani – 2450m.n.p.m. Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od przejazdu szutrową drogą aż do wysokości 1700m.n.p.m. Następnie bierzemy ciężki plecaki z rzeczami na 2 dni i… wchodzimy do tunelu. Przez sam środek góry prowadzi długi tunel, którym docieramy aż do tamy – jest to elektrownia wodna. Zbiornik robi spore wrażenie, bo woda wydaje się być koloru czarnego, w której odbijają się pobliskie szczyty. Widok znany, ale z Norwegii! Po 3 godzinach docieramy do schroniska i choć z zewnątrz nie prezentuje się najprzyjemniej – klasyczny blaszak. To wewnątrz jest niezwykle przyjemne! Oddane do użytku dopiero w 2016 roku – 6 osobowe pokoje, niektóre pokoje mają łazienki, świetne 3 daniowe kolacje. Jedyny minus to brak ogrzewania w pokojach. Z jadalni widok na rewelacyjny żleb o nastromieniu około 45 stopni i wysokości 300 metrów. To również idealna baza wyjściowa na skitury i choć zdecydowanie podczas naszego pobytu brakowało śniegu to udało nam się wejść na niezwykle malowniczy szczyt Tuca de Vallibierna 3067m.n.p.m. – podejście do przełęczy ok. 35 stopni nachylenia, a następnie trawers bardzo eksponowaną granią na szczyt. Z przełęczy opada stromy, ciekawy do zjazdu żleb, bardzo rzadko jeżdżony (przynajmniej zdaniem właściciela schroniska) ze względu na zagrożenie lawinowe (góra to jeden wielki depozyt śniegu).
Tak oto wyglądała nasza hiszpańska wyprawa rozpoczęta owocami morza w Barcelonie i zakończona plażowaniem w Barcelonie. A na koniec mała ciekawostka. Za najwyższy szczyt wielu turystów uważa Pico de Aneto 3404m. i faktycznie, jest najwyższy, ale w masywie Maladeta, natomiast najwyższy szczyt Hiszpanii znajduje się na Teneryfie – Pico del Teide 3718m.n.p.m. i można z niego zjechać na nartach! Czyżby to pomysł na przyszły sezon?






















