Kopa Kondracka
Wysokość 2005M / DŁ. TRASY 10,7km
Maksymalne nachylenie | ok.35 stopni |
---|---|
Przewyższenie | 290 m |
Czas podejścia | ok.4h |
Długość zjazdu do schroniska | 2,5 km |
Długość podejścia | 4,1km |
Czas zjazdu do schroniska | 25 min |
Najlepsze warunki | wiosna |
Ta wycieczka to propozycja dla tych bardziej zaawansowanych skiturowców; trawers granią obejmuje elementy skialpinistyczne, wymaga umiejętności posługiwania się rakami oraz czekanem. Całość zwieńczona cudownym i „klasycznym” zjazdem z Kopy Kondrackiej na Halę Kondratową i dalej – do Kuźnic.
Osoby „zaprawione w boju” to znaczy te o bardzo dobrej kondycji mogą wystartować już z Kuźnic i wejść na Kasprowy Wierch o własnych siłach. Tym, którzy chcą oszczędzić siły radzimy wyjechać na szczyt kolejką (lub alternatywnie wyciągiem krzesełkowym).
O wycieczce.
Nie jest to trasa dla początkujących skiturowców, lecz dla osób z większym doświadczeniem, przede wszystkim co do zagrożenia lawinowego. Wymagające są trawersy w rakach w dużej ekspozycji. Najlepiej opisaną trasę zrobić wiosną, kiedy dzień jest długi a śniegi są sfirnowane i przy niskim stopniu zagrożenia lawinowego, trasa ta zajmie nam bowiem około 8 godzin. Cały czas towarzyszą nam podczas jej pokonywania piękne i rozległe widoki. Sprzęt: lawinowe ABC, łopatka, detektor i sonda, raki, czekan i kask. Przed wycieczką warto zadzwonić do ratownika TOPR z prośbą o aktualne informacje i sprawdzić pogodę na dostępnych serwisach i aplikacjach pogodowych.
Proponowana trasa ma 16,7 kilometra długości i 1370 metrów przewyższenia (liczone razem z dotarciem na Kasprowy Wierch o własnych siłach). Jeżeli użyjemy kolejki na Kasprowy to parametry trasy będą następujące: 10,7 kilometra długości i 290 m przewyższenia, zjazdy na tej trasie mają przewyższenie 1355 m. Tak więc jest to jedna z niewielu tras skiturowych w Tatrach, gdzie zjazdy mają przewagę nad podejściami, dlatego zachęcamy do jej odbycia.
Pamiętajcie:
Autorzy proponowanych tras i video przewodników dołożyli wszelkich starań, by materiały były opracowane w sposób profesjonalny i zgodnie z zasadami poruszania się w górach w zimie. Zaznaczamy jednak, że uprawianie ski-turingu i poruszanie się po opisanych trasach jest niebezpieczne dla zdrowia i życia. Autorzy opisów, strony i video przewodników nie biorą w związku z tym żadnej odpowiedzialności za ewentualne kontuzje, urazy i wypadki osób
Anegdoty historyczne
Pierwsi miłośnicy „białego szaleństwa” na Kasprowym
Podążając śladami narciarzy turowych na chwilę zaglądnijmy do dawnych, narciarskich historii. Stanisław Zdyb, pionier narciarstwa w Polsce, namówiony przez nestora zakopiańskiego narciarstwa, Stanisława Barabasza wziął udział w wyjściu narciarskim na Kasprowym Wierch. Dlatego wyjściu, że pełne trzy godziny podchodzono na Kasprowy z Kuźnic przez Halę Goryczkową, z krótkim popasem przy szałasach, by potem przez kilkanaście minut cieszyć się radością zjazdu, za to po nieujeżdżonym, roziskrzonym śniegu. Było to zimą 1906 r., gdy nasi pionierzy narciarstwa, bo tak można o nich powiedzieć, ruszyli w góry. Stanisław Zdyb opisuje swój zjazd w sposób następujący – „pierwszy zaczyna zjeżdżać p. K. młody i bardzo odważny, wkłada kij między nogi i zaczyna powoli zsuwać się po szreni. W pewnym momencie podskakuje do góry, opada, a jego kijek pięć centymetrów gruby łamie się jak słomka i pan K. sunie to na boku, to na plecach w dół i zatrzymuje się dopiero w kopnym śniegu w połowie przełęczy. Po tym co zobaczyłem robi mi się na przemian to zimno to gorąco i równocześnie czuję, że mam owłosienie na głowie, ale patrzę, co będzie dalej. Z kolei zaczyna zjeżdżać następny, podpatruję co on robi a ten żegna się i zaczyna zjazd. Myślę sobie, że i to pomaga, ale gdzie tam – z początku poszło dobrze, kija nie złamał, ale tak nim kręciło, a gdy dojechał do kopnego śniegu, straszliwie się skurzyło i nieszczęśliwiec znikł pod śniegiem. Dopiero po pewnej chwili ujrzałem, że coś się rusza na białym tle śniegu, co przypominało muchę w śmietanie. Miałem tego dość, nie patrząc jak reszta będzie zjeżdżać, zdejmuję narty i ostrożnie trawersuję po szreni zbocza Pośredniego Goryczkowego gdzie dostaję się do kopnego śniegu, zakładam narty, siadam na kij i powoli zjeżdżam do kotła. W tym czasie moi towarzysze już pozjeżdżali, ale jako wprawniejsi szybko przejechali kocioł, ja się pozostałem w tyle. Gdy dojechałem do buli oddzielającej kocioł od Hali Goryczkowej, już nikogo nie widziałem…Dopiero teraz przypomniałem sobie dysputę na temat, jak lepiej zatrzymywać się przed przeszkodą. Ile padnięć zrobiłem z przysiadu lub stojąco, to trudno mi było zliczyć nim dojechałem do szałasów, dość, że wspomnę gdy wszedłem do szałasu i zobaczono moja postać wszyscy ryknęli ze śmiechu, gdyż byłem tak utytłany, że trudno było rozeznać, czy to człowiek, czy to kupa śniegu …{ Stanisław Zdyb, Moja pierwsza wyprawa narciarska w Tatry, W 30 – lecie SN PTT”. Za nimi poszli i inni, a sława Kasprowego rosła.
Magiczne szusy Bronka Czecha na Kasprowym Wierchu
I Mistrzostwa Polski w narciarstwie rozegrano w 1920 oczywiście na stokach Kasprowego. Zwyciężył w nich Franciszek Bujak. Jedną z najbardziej widowiskowych konkurencji narciarskich jest bieg zjazdowy. A przecież to właśnie u nas, na Kasprowym Wierchu, rozegrano w ramach zawodów FIS pierwszy nieoficjalny bieg zjazdowy.Do 1929 r. konkurencję tą uprawiali z powodzeniem tylko Anglicy i Szwajcarzy, natomiast długo czekano by włączyć bieg zjazdowy do oficjalnych zawodów FIS. Bieg zjazdowy rozegrano na Kasprowym Wierchu w dniu 2 lutego 1929 r. w dwu etapach. Pierwszy: ze szczytu „Kasprowej Góry” na Halę Gąsienicową, drugi: z Kopy Magury na Halę Olczyską. Do startu zgłosiło się 31 zawodników. Obie części miały w sumie około 800 metrów przewyższenia i były zbliżone do biegów angielskich. Spośród polskich narciarzy faworytem był Bronisław Czech. W biegu, już poza konkursem, wzięły udział dwie narciarki angielskie: D. Elliot i Sale-Backer, wzbudzając swoja dynamiką jazdy, urodą i osiągniętymi wynikami, zrozumiałą sensację. Oto opowieść Bronka Czecha o biegu zjazdowym, który dał mu nieoficjalny tytuł mistrza świata. „Już po starcie pierwszych zawodników zorientowałem się, że warunki są ciężkie ze względu na łamliwą szreń i fałdy śnieżne. Liczyliśmy częste upadki, w ten sposób klasyfikując zawodników i orientując się w ich sprawności.
Wiedząc z treningów, że najlepszym zjazdowcem jest Bracken, obserwowałem specjalnie jego zjazd na całej przestrzeni od przełęczy do Hali. początkowo jechał [pięknie i pewnie, biorąc skręty z pełną szybkością, nie wytrzymał jednak szusa w kotle, zmaglowało go przed drugim szusem na fałdach śnieżnych. Pozbierał się jednak szybko, kropiąc szusa dalej. Do tego czasu można było sądzić, iż jedzie wspaniale. Miał dopiero jeden upadek, gdy poprzednicy na tym samym odcinku padali po trzy, cztery i dziesięć razy.Kropnęło go jednak jeszcze raz, gdy mijał trzecią bramkę, przy wjeździe do żlebu. Dalej już jechał bez przeszkód. Po Brackenie jechało jeszcze kilku zawodników, aż wreszcie przyszła kolej na mnie. Nie przypuszczałem, obserwując kolegów Polaków, którzy byli przede mną, iż ustoję owego szusa przez kocioł, toteż w miejscu pierwszego upadku Brackena, postanowiłem szczególnie uważać. Jechałem szeroko, jak tramwaj i nisko, puszczając szusa wprost w fałdy, nawiane w tym miejscu.Cudem udało mi się ustać. Jednak w dalszej jeździe z nadmiaru radości i… nieumiejętności wyjścia z szusa zaryłem w śnieg tuż przed trzecią bramką.Zbierałem się bardzo szybko, ale z samej emocji wydało mi się to wiekiem. Pozbierawszy się, wstawiłem narty w trasę jak w szyny i „bobowaniem” zawalałem dalej.Chwilę po tym, na mecie, gdy okazało się, że mam najlepszy czas, 18 sek. lepszy od Brackena, zostałem wezwany do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, który ze specjalnej trybuny przyglądał się zawodom.Pan Prezydent po krótkiej rozmowie pożegnał mnie życząc mi zwycięstwa w drugim etapie. Chwila ta utkwiła mi na zawsze w pamięci. I choć w drugiej części Bracken zyskał na mnie 15 sekund, jednak po wyrównaniu czasów miałem jeszcze trzysekundową nadwyżkę, która zadecydowała o mym ostatecznym zwycięstwie” – wspominał Bronisław Czech.
Stanisław Zdyb oraz Bronisław Czech – zdjęcia archiwalne dzięki uprzejmości Muzeum Tatrzańskiego.